NAJBLIŻSZE SPEKTAKLE :
15 i 16 grudnia 2024 r. – ROPCZYCE – „Dziwny ogród” – PREMIERA! /PCEK; ul. Mickiewicza 10/
– godz. 16.00 i 18.00 /uwaga: ilość miejsc ograniczona/
NAJBLIŻSZE SPEKTAKLE :
15 i 16 grudnia 2024 r. – ROPCZYCE – „Dziwny ogród” – PREMIERA! /PCEK; ul. Mickiewicza 10/
– godz. 16.00 i 18.00 /uwaga: ilość miejsc ograniczona/
Teatr założony w 2016 r. w Lublinie i Łodzi przez Jarosława Figurę i Kamila Witaszaka.
Puppetterra – teatr, w którym człowiek i lalka dopełniają się wzajemnie w poszukiwaniu sensu istnienia duchowo-materialnej Ziemi. Wizualny teatr aktora, lalki, przedmiotu, plastyki, muzyki i tańca, łączący animację z grą w żywym planie.
Jarosław Figura – od 33 lat aktor i dyrektor techniczny Sceny Plastycznej KUL, absolwent filologii polskiej UMCS w Lublinie i Podyplomowych Studiów Reżyserii Teatru Dzieci, Młodzieży i Dorosłych PWST we Wrocławiu. Zrealizował kilkanaście spektakli premierowych Leszka Mądzika; zagrał w ponad 2000 przedstawień Sceny Plastycznej, na scenach większości krajów europejskich, a także m. in. w Australii, Kanadzie, USA, Meksyku, Brazylii, Peru, Indiach, Egipcie, Iranie, Libanie i Syrii. Reżyser i scenograf; 40 spektakli autorskich i wystaw – m.in. w Muzeum Narodowym w Kielcach; w ramach V Międzynarodowego Festiwalu Śladami Singera.
Kamil Witaszak – aktor, performer, tancerz; absolwent PWST we Wrocławiu (2010 r.); pracował w Teatrze Lalek Arlekin w Łodzi, w teatrze lalkowym w Cieszynie (Tesinskie Divadlo), w Cyrku Ocelot; czynnie zajmuje się tańcem kontakt – improwizacja; zaczynał przygodę z teatrem w teatrze ulicznym (Teatr Wodzisławskiej Ulicy); współpracował z Teatrem Polskim i Teatrem Muzycznym Capitol we Wrocławiu.
Jarosław Figura – for 33 years actor and technical director of the “Artistic Scene” at KUL(Scena Plastyczna), graduate of the Polish studies at UMCS in Lublin and postgraduate Children and Youth Theatre’s Direction studies at PWST in Wrocław. Carried out a dozen of Leszek Mądzik’s premier shows; performed in over 2000 shows of the “Artistic Scene”, at the stages of most of the European countries, but also in Australia, Canada, USA, Mexico, Brazil, Peru, India, Egypt, Iran, Lebanon and Syria. Director and stage designer; dozen of his own shows and exhibitions – i.a. at the National Museum in Kielce; as part of the V International Festival “Following I,B. Singer’s traces”.
Kamil Witaszak – actor, performer, dancer, graduate from PWST in Wrocław (2010); worked in the Puppet Theatre Arlekin in Łódź, in the puppet theatre in Cieszyn (Tesinkie Divadlo), in the Ocelot Circus; active participant of the dance contact-improvisation technique; his theatre adventure began in the street theatre (The Theatre of Wodzisław’s Street); cooperated with the Polish Theatre and The Musical Theatre “Capitol” in Wrocław.
fot. Żaneta Górska
Jarosław Figura – ur. 08.09.1968 r. w Ciepielowie
– reżyser, scenograf i aktor
Absolwent filologii polskiej Uniwersytetu Marii Curie – Skłodowskiej w Lublinie i Podyplomowego Studium Reżyserii Teatru Dzieci, Młodzieży i Dorosłych w Akademii Sztuk Teatralnych im. Stanisława Wyspiańskiego w Krakowie (Filia we Wrocławiu).
Od 1991 r. aktor i dyrektor techniczny Sceny Plastycznej KUL, z którą zrealizował kilkanaście spektakli autorskich Leszka Mądzika (Tchnienie-1992, Kir-1997, Całun-2000, Odchodzi-2003, Bruzda-2006, Tygiel-2008, Dialog-2010, Przejście-2010, Cień-2013). Zagrał w ponad 2000 przedstawień Sceny Plastycznej. Wielokrotnie występował na teatralnych scenach w Europie (Austria, Białoruś, Bośnia i Hercegowina, Bułgaria, Chorwacja, Czechy, Dania, Estonia, Francja, Grecja, Hiszpania, Litwa, Łotwa, Niemcy, Portugalia, Rosja, Rumunia, Słowacja, Słowenia, Ukraina, Węgry, Włochy), a także m. in. w Australii, Kanadzie, USA, Meksyku, Brazylii, Peru, Indiach, Egipcie, Iranie, Libanie i Syrii. Uczestniczył w wielu warsztatach teatralnych u boku Leszka Mądzika i przygotowywał liczne wystawy scenograficzne teatru Scena Plastyczna KUL.
Od 2011 r. wyreżyserował ponad 40 własnych spektakli. M.in. w Muzeum Narodowym w Kielcach zrealizował autorski spektakl pt. „Dziewczynka z obrazu”, inspirowany obrazem Józefa Pankiewicza „Portret dziewczynki w czerwonej sukience” (spektakl dyplomowy AST we Wrocławiu), a także zaprojektował i wykonał aranżację wystawy scenograficznej o życiu bohaterki z obrazu Józefa Pankiewicza – Józefy Olszewicz (M. N. w Kielcach, 7.12.2014 – 10.02.2015). W Teatrze Lalek Arlekin w Łodzi wyreżyserował autorski spektakl pt. „Jaki Taki” (2016). W Muzeum w Strzyżowie stworzył teatralizowaną wystawę zatytułowaną „Klimat domu i twórczości Wojciecha Weissa” (2017). W Lublinie i Łodzi, wspólnie z Kamilem Witaszakiem założył Teatr Puppetterra (2016). We wrześniu 2019 roku, ze spektaklem „Jaki Taki” zwyciężył w ogólnopolskim XXI Przeglądzie Małych Form Teatralnych w Łodzi. We wrześniu 2020 r. w Muzeum Samorządowym Ziemi Strzyżowskiej w Strzyżowie wystąpił z premierowym monodramem pt. „Ecce Weiss”(laureat VI Sopockich Konsekwencji Teatralnych), wcielając się w postać słynnego malarza Wojciecha Weissa. W październiku 2020 roku stworzył w Lesku teatralizowaną wystawę z okazji 550 miasta /a w listopadzie wyreżyserował tam spektakl pt. „Jedno życie leskie”, inspirowany życiem Sprawiedliwego Wśród Narodów Świata – Józefa Zwonarza/. W listopadzie 2021 r. w Ludwinie miała miejsce premiera autorskiego monodramu pt. „Tyja”. W grudniu 2024 r. w Ropczycach wystąpił z premierowym spektaklem pt. „Dziwny ogród”, powstałym z inspiracji wybitnym obrazem Józefa Mehoffera. Łącznie zagrał dotychczas na teatralnych scenach 168 miast świata.
NR 10/2020 (246)
PAŹDZIERNIK 2020
MISTYCYZM ŻYCIA I TWORZENIA
Grażyna Kaznowska: Okazją do rozmowy z artystą Jarosławem Figurą jest utworzenie w Lesku mini-muzeum w Powiatowej i Miejskiej Bibliotece Publicznej, a w nim wystawy „Jedno życie leskie – dziejowe szelesty miasta”, o której obszernie pisałam na poprzednich stronach „Echa Bieszczadów”. Trudno nie usiąść i nie porozmawiać z tak ciekawym człowiekiem, twórcą, wizjonerem. To wielka przyjemność słuchać wypowiadanych przez artystę słów, myśli i snutych rozważań. Mam w głowie generalnie niby tylko trzy, ale bardzo obszerne, interesujące mnie tematy. Liczę na to, iż zaciekawią one również naszych czytelników. Tak więc rozpocznijmy. Jakim człowiekiem jest Jarosław Figura?
Jarosław Figura: Zmęczonym. (śmiech) Ale tak na poważnie, to myślę, że gdybym tak wiele nie pracował, często ponad siły, to mógłbym wpadać czasem w jakieś niepożądane dla nikogo przecież stany depresyjne. Jest to już kolejny rok mojej pracy na tak zwany „styk”. Finalizuję jakiś ważny dla mnie artystyczny projekt, dopinając go w ostatnich sekundach do tego przeznaczonych. Myślę, że nie jest to brak organizacji czasu, a wyjątkowa intensyfikacja mojego życia. Tworzenie, to jest właśnie życie, a życie polega na wchodzeniu w relacje z drugim człowiekiem. Wówczas następuje zbliżenie, tworzą się więzi, w przeważających przypadkach rodzinne. Wprawdzie tutaj przebywam nie z tą najbliższą rodziną, ale dla mnie każdy człowiek, którego w życiu spotykam, tą rodziną się staje. Mam wielką pokorę w tym, co robię w moim codziennym życiu, gdyż uważam, że tylko wtedy można dojść do prawdziwych relacji z drugim człowiekiem.
fot. Marzena Arciszewska
Wypowiedziałeś przed chwilą piękne zdanie: „Każdy człowiek, którego w życiu spotykam, … rodziną dla mnie się staje”. Kim więc jest dla Ciebie ten człowiek, i ten bliższy, i dalszy?
– Bez drugiego człowieka nie mógłbym żyć, tworzyć. Nie mógłbym wykonać przeróżnych elementów zachwycających plastyką, ruchem, ale przede wszystkim też sensem. Wszystko co tworzę, robię po coś, aby uczyło, zachwycało formą, nabierało znaczenia w jakimś kontekście i zawsze, bezpośrednio lub pośrednio, dotyczyło istoty człowieka. Mam to szczęście, że ludzie, z którymi się spotykam, nie dość że zwykle odczytują moje przesłania twórcze, to jeszcze (widzę to i cieszę się w duchu) sprawia im to radość, idą jakby w ciemno w to, co im proponuję. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje, pewnie Bóg tak sprawia. Zarażają się moją energią, bo przecież najpiękniejsze tematy i w sztuce, i w życiu dzieją się ad hoc, niezapowiedziane. Tak właśnie wczoraj w nocy powstał w mojej głowie pomysł na ukazanie w trakcie leskiej wystawy instalacji artystycznej szwedzkich wojen – w skrócie, w symbolu, mocnym w treści, ale i w pięknym plastycznie przekazie.
Cały czas mi „uciekasz” w temat wystawy, a ja chcę, aby czytelnicy poznali Ciebie na razie jako człowieka.
– Wiem, ale siedząc wśród tych eksponatów, dzieje się to jakby automatycznie. Po stworzeniu wystawy zamieniam się wyłącznie w odbiorcę sztuki i cieszę się jak dziecko, odczuwając te wszystkie muzyczno-świetlne triki działające na moje zmysły. Jednak wracając do tej najbliższej rodziny – mam żonę i trójkę dzieci, bez ich wsparcia nie byłbym w stanie nic wartościowego stworzyć. (Nagle dzwoni telefon.) I popatrz Grażynko, właśnie w tym momencie, kiedy pytasz mnie o znaczenie rodziny w życiu człowieka, zadzwonił do mnie brat bliźniak! To przypadek, który właśnie takim przypadkiem w ogóle nie jest! Myślę, że każdy człowiek może naprawdę zdrowo funkcjonować tylko poprzez rodzinę. Oczywiście, że można bez niej wytrzymać jakiś czas, ale nie na długo. Nie mówię tu tylko o bytności fizycznej. Można mieszkać i za oceanem, ale jeśli czuje się tę więź energetyczną z najbliższą osobą, to żadna odległość nie jest przeszkodą w relacjach rodzinnych. Wystarczy posłuchać się nawzajem, uważnie posłuchać, by poczuć ciepło niezbędne do życia na kolejne dni i miesiące. Niestety, teraz zaprzeczeniem rodzinnych więzów są media społecznościowe. Niby mają one służyć jednoczeniu tej dużej, ludzkiej rodziny, a tak naprawdę ją zabijają. Nie mówię, że nie należy korzystać z wszelkich portali społecznościowych, sam z nich korzystam przy okazji licznych projektów artystycznych, w których uczestniczę. To świetna reklama i forma informacji o ważnych wystawach czy spektaklach. Jednak ciągłe siedzenie w komunikatorach (a uzależniamy się szybko i nie wiadomo kiedy) zabija więzi rodzinne. Wyłącznym kontaktem w tzw. „sieci” oddalamy się od siebie, tracimy prawdziwy, rzeczywisty kontakt ze sobą. Starsze pokolenie takie jak ja, czy Ty, pamięta inny świat, ma w sobie głęboko zakorzenioną rodzinę. Wiemy, że rodzina to wartości i nie myślę tu tylko o tradycji, czy religii, ale o umiejętności wspólnego życia z drugim człowiekiem, nawet gdy on się od nas różni. Wiemy, że musimy współbyć i pięknie się różnić, bo jeśli tak nie będzie, to w pewnym momencie całe to nasze współistnienie rozsypie się jak domek z kart. Natomiast młodzi ludzie, którzy chłoną życie i szukają jego sensu bez zdrowych podstaw etycznych, czy kulturowych wyniesionych z domu rodzinnego, czują się często zagubieni. Choć mogą być bardziej wykształceni od naszego pokolenia, to często nie dostali w posagu wielkiego daru miłości, jakim każdego człowieka obdarza kochająca rodzina. To straszne, ale czuję, że kiedyś społeczeństwo polskie było bardziej szczęśliwe niż dzisiaj. Więcej było w nim biedy, ale też więcej czasu na więzy rodzinne i miłość. Każdy z nas ma prawo błądzić, ale zawsze jest czas, aby wrócić na tę jaśniejszą ścieżkę życia. Przez to nasze życie jest takie piękne. Obserwując sam siebie, widzę, jak z każdym rokiem się zmieniam. Kiedyś drugi człowiek był często dla mnie konkurencją. Wydawało mi się, że jeśli ja z czymś nie zdążę, to on zajmie moje miejsce. Mówię tu o konkurencji w pracy, czy choćby przestrzeni życia. Potem umiejętnie zagłuszałem sumienie, że to nic złego, iż pierwszy „wskoczyłem do tego tramwaju sukcesu”. Teraz na współistnienie ludzi patrzę już całkiem inaczej. Staram się pamiętać, że za naszą chytrością i przebiegłością w relacjach z innymi zawsze kryje się w konsekwencji czyjeś cierpienie.
Myślę, że bardzo mocno i głęboko opowiedziałeś czytelnikom o swoim wnętrzu, relacjach z ludźmi. Nie ukrywam, że fascynuje mnie Twój sposób myślenia, Twoja duchowość kierowana przez Boga.
– Mam taki wewnętrzny spokój w sobie już od jakiegoś czasu. Spokój, który udało mi się na tym etapie życia uzyskać, dzięki uregulowaniu właśnie moich relacji z ludźmi. To z kolei powoduje, że mogę naprawdę spotkać się z Bogiem, dotknąć tej sakralnej części życia nie tylko od strony instytucjonalnej. Co więcej, to daje mi oprócz siły psychicznej, wielką siłę fizyczną – w związku z tworzeniem wystawy, od tygodnia śpię tylko po 4 godziny dziennie! Tak jest teraz i tak było przy poprzednich moich artystycznych realizacjach. Oczywiście, że czuję zmęczenie, ale mam siłę. Wszystko, co wychodzi ze mnie w sensie procesu twórczego, po prostu płynie jakimś niezmąconym strumieniem. Mam wrażenie, że w taki sposób, przez tworzenie dla drugiego człowieka, jeszcze bliżej dochodzę do Boga. Osobiście jestem w religii katolickiej mocno osadzony. Natomiast moja indywidualna relacja z Bogiem jest taka bardzo osobista. Każdego dnia, na nowo staram się czytać znaki, które pochodzą od Boga – znaki w zdarzeniach, w przyrodzie, a przede wszystkim w drugim człowieku. Potrzebuję często dużej pokory, by je zauważyć, a potem odczytać. Bywa, że tygodniami jest wielka cisza w moich duchowych relacjach, jednak wiara dlatego jest piękna, że ostatecznie zawsze niesie ze sobą nadzieję. Po każdym, nawet największym upadku życie może wrócić na swoje tory właśnie dzięki wierze.
Upadłeś kiedyś w życiu?
– No oczywiście, wiele razy i to mocno. Sześć lat temu upadłem bardzo mocno i był to już moment krytyczny, kiedy demon przejął prawie władzę nad moim życiem. Najpiękniejsze w wychodzeniu z upadku było to, że pomógł mi w tym drugi człowiek, przez przypadek, który nie był przypadkiem. Tak, obecnie boję się, że jak raz w ten sposób upadłem, to mogę tak mocno upaść kolejny raz, ale siłę do działania daje mi Bóg (którego znów naprawdę dostrzegam; gdy tkwiłem w złu – nawet samo pojęcie Boga było tylko zwykłym frazesem) i wiara w dobro drugiego człowieka. Wiem, że dzisiaj jest niedziela, a ja nie byłem w kościele. Tydzień temu też pracowałem za długo. Poszedłbym, bo odnajduję wiele ciepła w kościele, tylko fizycznie po prostu nie dałem już rady. Wiem, czuję, że Bóg nie obraża się na mnie za to. Każdy z nas ma na twarzy wiele masek, ja też, zwłaszcza przy pierwszym spotkaniu z drugim człowiekiem. Myślę, że dzięki wierze w Boga udaje mi się te maski zrzucać.
Twoje, czy kogoś?
– Moje, moje. Każdy musi chcieć zrzucić swoje maski sam. Najlepiej dojrzewa się do tej decyzji, gdy patrzymy, jak ktoś robi to obok nas. Sam zrzuca maski, choć też boi się, że zostanie zraniony. Nauczyłem się zrzucać swoje maski! Tak, myślę, że między innymi to tak bardzo zbliża do mnie ludzi, poza moim artystycznym szaleństwem, którym dzielę się przy pracy. Im więcej masek zrzucimy, tym większa relacja prawdy zrodzi się między nami. Tak, jak teraz siedzimy razem, rozmawiamy, budujemy chwilę, która już nie wróci, ale jest prawdą miejsca i czasu, przez to jest wartościowa i piękna.
Przejdźmy więc do tematu tak Ci bliskiego, jakim jest proces tworzenia, sztuka. Przed chwilą przeżyliśmy piękny wernisaż Twojej wystawy. Reakcja oglądających była przepiękna. Łzy, zaduma, wzruszenie. Powiedz czytelnikom, jak się czujesz po tylu przeżyciach?
– Po ekstazie i bólu tworzenia przychodzi chwila samotności. I w niej właśnie teraz tkwię.
Samotności? Na czym ona polega? Dlaczego ona się właśnie teraz pojawia?
– Tak, samotności i bólu. To się już stało, już za nami, już tego nie przeżyjemy jeszcze raz. A pojawia się zapewne z sinusoidy. Zaistniały tu emocje w relacjach z drugim człowiekiem, które wyszły mocno poza skalę, bo to się czuło. I teraz oni wszyscy, widzowie zostali z tymi emocjami. I to nie tylko pan Benedykt czy pan Zwonarz, ale praktycznie prawie wszyscy, którzy byli, zaszczycili swą obecnością, dziękowali i gratulowali. Aby uporządkować sobie to wszystko, potrzebna jest wewnętrzna samotność, na którą na dłuższą metę nie ma czasu, bo za chwilę wrócimy do rzeczywistości, ja też opuszczę tę przestrzeń, którą stworzyłem. Samotność rodzi się, bo chciałoby się jeszcze te chwile wspólnej z innymi ekstazy artystycznej przedłużyć, a tak już się nie da. Nic nie trwa wiecznie, ale pięknie choć przez chwilę pobyć w tym arystotelesowskim katharsis, współprzeżywaniu, które ubogaca nasze człowieczeństwo. Skończył się ten spektakl, wracamy do domu, zostawiając w odbiorcach niedopowiedziane symbole i sytuacje.
Jedna z pań zadała mi pytanie: „Co te orzechy na wystawie oznaczają?”
– Odpowiedź na to pytanie jest w każdej z głów osób, które tę wystawę widziały. I każda odpowiedź może być zupełnie inna. Dla mnie mogą być to leszczanie (choć mam jeszcze 10 kolejnych odpowiedzi), dla kogoś innego orzechy mogą symbolizować zupełnie coś innego. I tak interpretowalna powinna być prawdziwa sztuka. Taką sztukę przynajmniej próbuję swą wyobraźnią stwarzać. Ważne, aby każdy odnalazł w moich artystycznych wytworach jakąś cząstkę siebie. Jak już wcześniej wspomniałem, różnimy się pięknie i świat odbieramy też przez własne 5 zmysłów.
Zadam Ci Jarku jeszcze jedno, bardzo ważne dla mnie pytanie. Skąd w Tobie, w procesie twórczym, tyle przestrzeni dla zmysłów człowieka?
– Wiadomo, że w człowieku są dwie sfery: zmysłowa i duchowa. One się muszą uzupełniać. Nieważne, w jakiego boga wierzymy, czy też w ogóle w jakiegoś wierzymy, jedna sfera bez drugiej istnieć nie może. Dla mnie bardzo ważne jest poukładanie duchowe, które współgra z tym zmysłowym. O moim duchowym życiu coś już nieco opowiedziałem. A to zmysłowe? Zawsze odbierałem świat mocno muzycznie! Muzyka uruchamia we mnie obrazy, które w feerii barw kształtują w mojej wyobraźni cudowne wizje plastyczne. Z dzieciństwa pamiętam wiele zapachów i smak czekolady, którą robiła mama. Bez smakowania, dotyku nie da się przeżyć dnia, choć dotyk przecież może też boleć. Sztuka, którą tworzę to taki collage moich zmysłów i ducha.
Czy to był przypadek, że trafiłeś na swojej artystycznej drodze na takiego mistrza jak Leszek Mądzik, twórca Sceny Plastycznej KUL, która od pięćdziesięciu już lat znana jest praktycznie na całym świecie?
– Nie ma w życiu przypadków. To nie jest też tak, że wieloletnia współpraca zawsze była tylko różowa. Teraz mam bardzo dobre relacje z Leszkiem. Oddałem Scenie Plastycznej KUL prawie trzydzieści lat swojego życia. Cały czas z tym teatrem jestem jeszcze związany. Praca w Scenie Plastycznej nauczyła mnie wiele. Jednak od kilku ładnych lat podążam też swoją własną drogą artystyczną. To, że rozpocząłem własną drogę teatralną, zrodziło się z bólu niedocenienia. Jednak dziś cieszę się z tego i wiem, że tak miało być, tak się miało stać, z czego jestem bardzo szczęśliwy. Przecież, gdybym cały czas był tzw. człowiekiem Mądzika, nie miałbym czasu na własną drogę, nie miałbym czasu na własną twórczość, na ukończenie szkoły teatralnej – tak więc wewnętrzny ból zrodził piękno (mówię o moim obecnym stanie ducha).
Tworzenie jest procesem szalonym. Czy pozwalasz sobie na całkowity „odlot” w tworzeniu, czy jednak trzymasz wszystko w ryzach, kontrolujesz?
– Tworzenie bez szaleństwa jest tylko działaniem wyrobniczym. Jednak w tym szaleństwie tworzenia jest bardzo niebezpieczna granica, której przekroczenie może spowodować, że „czerwona smuga” tak mocno nas pociągnie, iż powrót na stronę światła może być już niemożliwy. Każdy upadek można odwrócić, ale już faktu śmierci – nie. Nie chcę tu szafować nazwiskami, ale wielu twórców nie poradziło sobie do końca z szaleństwem procesu twórczego. Nie wiem, czy może w ogóle istnieć kontrolowane szaleństwo, ale w swojej twórczości mam mocne przeczucie Boga, który – mam nadzieję – dozuje moją skalę wariactwa w życiu i sztuce. Tak, sztuka jest narkotykiem i to bardzo mocnym, bo wprowadza ducha twórcy w stan narkotyczny. Jednak cały czas staram się sprowadzać siebie do tak zwanego pionu i rozróżniać, gdzie pcha mnie demon, a gdzie Bóg.
Jarku, na zakończenie chciałam Cię zapytać o kolejne leskie plany. Prawda jest taka, że dzisiaj siedzimy w przestrzeniach wystawy, zwiedzający wrócili już do swoich domów, sączy się przepiękna muzyka Julii Owczarek, autorki ścieżki muzycznej wystawy, toczy się dookoła nas gra świateł, a już w listopadzie będziemy zapraszać mieszkańców na spektakl teatralny nawiązujący do historii miasta. Uchylisz czytelnikom rąbka tajemnicy?
– Tak, emocje spektaklowe będą zupełnie inne, mam nadzieję, że jeszcze większe niż przy okazji wystawy. Przez około pół godziny będę chciał opowiedzieć historię bohaterskich mieszkańców Leska, Franciszki i Józefa Zwonarzy, którzy w czasie okupacji, przez ponad dwa lata ukrywali przed Niemcami Żydów w małej ziemiance pod zakładem ślusarskim. Oczywiście, że znów wezmę widza w teatralną podróż, rozważając dylematy nad istotą człowieczeństwa z jego duchową i zmysłową naturą. Jednak dziś chciałbym tylko zaprosić widza serdecznie na spektakl, a emocje i efekt zaczarowania pozostawić dla wszystkich na czas premiery.
Obiecuję, że na bieżąco będziemy informować leszczan o spektaklu i dniu jego premiery, a na dziś pragnę pięknie podziękować za tę rozmowę, za ten tygodniowy mój i nie tylko mój czas, mogę tak to nazwać, duchowej drogi, za wspaniałą i ogromnie mądrą wystawę. Do zobaczenia więc w listopadzie. Mam nadzieję, że sytuacja epidemiologiczna kraju nie pokrzyżuje nam planów.
ROZMAWIAŁA: GRAŻYNA KAZNOWSKA
Wodzisław Śląski to miasto, w którym się wychowałem. I każde miejsce przypomina o tym, że SWD to rodowód, którego nie należy się wstydzić – mówi Kamil Witaszak, aktor, człowiek wielu pasji. Jak rozwijała się jego kariera, gdzie szukał inspiracji? Przeczytajcie sami.
W Twojej biografii wspominane są dwie pasje – teatr i taniec. Z jakich powodów ostatecznie swoją zawodową karierę związałeś z tą pierwszą?
Kamil Witaszak: Taniec. Zawsze mi w duszy grał. Nigdy się z nim nie rozstałem. Wciąż doskonalę swoje umiejętności w tym kierunku. Choć już nie w dziedzinie tańca towarzyskiego, od którego zaczynałem swoją taneczną przygodę. Pamiętam, jak z formacją tańca towarzyskiego Spin Wodzisław Śląski zdobyłem drugie wicemistrzostwo Polski. Teraz, bardziej inspirującym dla mnie kierunkiem w tańcu jest Kontakt-improwizacja, który według mnie niesie dużo większe możliwości eksploracji psycho-fizycznej. Ten rodzaj artystycznego ruchu pomaga mi w codziennych wyzwaniach na deskach Teatru Lalek Arlekin w Łodzi, gdzie bezlitosna w prawdziwości oceny, dziecięca widownia nie zadowoli się byle jakim brykaniem.
A dlaczego ostatecznie wybrałem teatr? Ciało, będące głównym tworzywem w pracy tancerza szybko starzeje się. Nawet przypadkowa kontuzja może nagle zakończyć tę piękną artystyczną podróż. A zawód aktora daje większe możliwości. Zarazem nie trzeba rezygnować z tańca. Dlatego łączenie pasji i uprawianie różnych form artystycznego wyrazu często przynosi niesamowite efekty i ogromne spełnienie.
Gdzie na początku szlifowałeś swoje aktorskie umiejętności. Kto szczególnie Cię inspirował?
– Mogę powiedzieć z całą pewnością, że z tej rzeki nieoszlifowanych kamieni wyłowiła mnie, nadając kierunek i pozwalając sprawdzić się na deskach, a raczej posadzkach zimnych kościołów i brukowanej ulicy, nieżyjąca już niestety, kochana pani Dorota Nowak, założycielka Teatru Wodzisławskiej Ulicy. Była to osoba szczególna, o wyjątkowej zdolności otwierania ludzkich serc. Nie chodzi tu tylko o grę aktorską i uwrażliwianie na wszelakie formy sztuki, bo to robiła nieustannie, lecz co najważniejsze – miała dar otwierania drogi duchowego rozwoju człowieka, z którym pracowała. Pamiętam, jak kiedyś powiedziała do mnie: „Kamilu, Boga nie interesuje Twoja nowa dziewczyna, samochód, czy sukces zawodowy. Jego interesuje Twoja relacja z nim.” Pani Dorotka widziała Boga w każdym człowieku. Kłóciła się z tym Bogiem, dyskutowała, prosząc o pełnię i wyciągając z każdego napotkanego człowieka to, co najlepsze. Wszędzie pozostawiała po sobie uśmiech i radość. Miałem wielkiego farta spotykając tak wielkoduszną postać w swoim życiu.
Jak wspominasz współpracę z Teatrem Wodzisławskiej Ulicy?
– Teatr Wodzisławskiej Ulicy to przede wszystkim ludzie, którzy przewijali się przez ten teatr. Gwardia rozkrzyczanych, pełnych energii, chętnych do pracy poprzez zabawę ludzi. To zwracający na siebie uwagę, w sposób iście wybuchowy aktorzy. Sterowani przez najbardziej żądną prowokacji i osiągnięcia swego celu na scenie Dorotę Nowak. Nazywaną żartobliwie Panią Dorotką. TWU to przygoda, która zabrała mnie w podróż poprzez ciemne zakamarki pracy wewnętrznej, aż do wielkich, radosnych uniesień. TWU pokazał mi, że teatr to życie, w którym nie warto grać, a trzeba być sobą w stu procentach.
Jak to się stało, że Twoje serce skradły lalki? Skąd taki wybór?
– Lalki to był przypadek, który na początku wydawał się mega-nietrafiony. Wymagał ode mnie zmiany myślenia, albo raczej uruchomienia nowej funkcji w mózgu. Jak się okazało, lalki – to jedna z najbardziej wdzięcznych form teatralnych, pozwalająca na wyrażanie siebie w pełni. To właśnie teatr formy, w której dajemy życie przedmiotowi, bardzo zbliżył mnie do samego siebie. Czasem będąc na scenie odnoszę wrażenie, że sam jestem lalką, którą właśnie steruję. Paradoks tego zawodu polega na tym, żeby właśnie to „ja” odeszło na drugi plan, a życie otrzymała lalka. W konsekwencji, taka kreacja uświadamia mnie samemu, kim naprawdę jestem. W teatrze lalek gra się przede wszystkim dla dzieci, które nie kłamią. I jeśli aktor gra fałszywie, to odpowiedź w interakcji dziecięcej widowni jest dla niego miażdżąco-demaskująca. Jednak przede wszystkim, widząc wdzięczność i uśmiech najmłodszych widzów czuje się tę niezwykłą satysfakcję, o którą chodzi każdemu aktorowi na scenie. To ogromna wartość.
Co w sztuce zajmuje Cię szczególnie i co daje Ci możliwość obcowania z nią na co dzień?
– Zauważyłem, że każdy z nas zajmuje się najczęściej sobą, własnymi potrzebami. I moją potrzebą było uwolnienie się od starych schematów, które niejako w spadku dostałem po rodzicach, które to nie raz przeszkadzały mi we właściwym funkcjonowaniu w dorosłym życiu. Dlatego postanowiłem – a było to w 2014 r. – gruntownie przebudować samego siebie! I to właśnie okazało się być sztuką codziennego życia. Zaczęło się od kursu samodyscypliny, poprzez ustawienia hellingerowskie, medytacje, Yogę itp. Jednak największym chyba impulsem do zmian było moje przeczucie prawdy w tym, co niesie z sobą nauka Jezusa. Te wszystkie poczynania odmieniły moje życie, kierując je bardziej w stronę duchową. Naocznym, a zarazem artystycznym wynikiem tej duchowej przemiany jest spektakl teatralny zatytułowany „Jaki Taki”, stworzony wspólnie z reżyserem Jarosławem Figurą z Lublina. Jak mówi reżyser: „Jaki Taki – jest, wciąż pyta i błądząc w życiu, szuka odpowiedzi: Jak żyć i po co? Jednak chcąc poznać sedno życia, trzeba się oczyścić. Wyrzucić z siebie to wszystko, co boli. Usłyszeć szepty naszego sumienia”. To bardzo osobisty spektakl (który wspólnie z reżyserem próbowaliśmy uniwersalizować, by dotyczył każdego widza), w wielkiej prawdzie pokazujący proces oczyszczenia. Oczyszczenia, które ciągle trwa.”Jaki Taki” w obecnym momencie mojego życia, to też sposób na moją terapię. Terapię poprzez sztukę, dotykającą tych najtrudniejszych momentów w życiu, jakie mnie spotkały. Próby ciągłego ulepszania spektaklu o samym sobie dają mi możliwość kontemplowania istnienia, godzenia się z prawdą i akceptowania życia takim, jakie jest. Staram się pamiętać o tym kim jestem i szanować to, co otrzymałem. Tu w szczególności chciałbym podziękować swoim rodzicom za to, że są i wspierają mnie, jak tylko mogą.
fot. Żaneta Górska
Jakie, Twoim zdaniem, trzeba mieć predyspozycje, by umieć odnaleźć się w świecie sztuki teatralnej?
– Trzeba mieć przede wszystkim twardą d..ę, bo nie raz można się na niej nieźle przejechać. Pokorę w znoszeniu ciężkich momentów. Wielką chęć do pracy i otwartość na drugiego człowieka. Trzeba lubić wyzwania, umieć przerabiać porażki w sukcesy. Dbać o ciało i psyche. Tu mówię o sporcie i potężnym narzędziu, jakim jest przebaczenie. No i odwagę, by realizować swoje wizje, nie zważając na fałszywych doradców, którzy mogą nam w tym przeszkodzić.
Zatrzymałeś się w łódzkim Teatrze Lalek Arlekin. Jak wygląda teatralna codzienność, jak przygotowujesz się do występów?
– Tak, Arlekin to mój domek, w którym pojawiam się o godzinie 8:30, a już o 9:00 zaczynam pracę na scenie. Następnie przerwa, kolejny spektakl i o godzinie 12:00 jestem już po pracy. Jeśli „wchodzę” w kolejną premierę, to wieczorem też czeka mnie próba – od godziny 18:00 do 22:00. Kładę się spać przed 24:00, by być skupionym podczas spektakli następnego dnia.
Co określiłbyś mianem swojego największego sukcesu lub co do tej pory dało Ci największą satysfakcję?
–Moim osobistym sukcesem jest przede wszystkim możliwość decydowania o sobie. Co mam na myśli? Od 2 lat nie nadużywam i w ogóle nie piję alkoholu. W artystycznym wymiarze pokazuję innym, że można się oczyścić i doznać przemiany swojego życia. Okazuje się, że na spektakl „Jaki Taki” przyjeżdżają grupy AA, a także DDA! Często po spektaklach widzowie ci, wspominali mi o wielkim ukojeniu, które towarzyszyło im w trakcie oglądania sztuki. Jak mówią, jest to spektakl nie tylko wyjątkowy w swojej wizualnej formie plastycznej, ale także mający niezwykłą wartość terapeutyczną. To wielka radość słyszeć, że czyjeś życie zmienia się pod wpływem twojej sztuki. Po spektaklu nierzadko widzowie przychodzą się przytulić, wypłakać. Tu śmiało mogę powiedzieć, że trud się opłacił. W niedługim czasie wyruszamy w trasę z „Jakim Takim” po Polsce i Europie (bo dostaliśmy wstępne zaproszenia do Szwecji, Danii i Norwegii). Jaki Taki przemówi też niedługo po angielsku. To niezwykłe wyróżnienie dla spektaklu, który zaprezentowany zostanie pod koniec września w ramach III Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Animacji AnimArt w Łodzi. Taki sukces skłonił mnie i Jarka do założenia własnego teatru o wdzięcznej nazwie PUPPETTERRA, w którym to mamy nadzieję tworzyć kolejne spektakle z ważnym dla nas przesłaniem.
Wracasz do rodzinnego miasta? Kiedy myślisz Wodzisław Śląski to w pierwszej kolejności przypomina Ci się…
– Przypomina mi się, że mam przyjaciół, z którymi lubię się spotykać, wyjeżdżać na wycieczki, wygłupiać się, biegać po lasach, chodzić na imprezy, rozmawiać do białego rana. Wodzisław Śląski to miasto, w którym się wychowałem. I każde miejsce przypomina o tym, że SWD to rodowód, którego nie należy się wstydzić, a rodzina to jest siła!!!
(Wodzisławska Gazeta, Napisane przez: Lena 04-08-2017)
15 grudnia 2024 r. w Ropczycach na Podkarpaciu (mieście urodzin Józefa Mehoffera) miała miejsce premiera najnowszego spektaklu Teatru Puppetterra pt. „Dziwny ogród”. Spektakl powstał z inicjatywy Dyrekcji Powiatowego Centrum Edukacji Kulturalnej w Ropczycach, z okazji 155 rocznicy urodzin Józefa Mehoffera. Teatr Puppetterra – „Dziwny ogród”Scenariusz, reżyseria i scenografia: Jarosław FiguraMuzyka: Łukasz DamrychWystępuje: Jarosław FiguraWykonanie scenografii …
22,23 i 24 listopada 2024 r. Teatr Puppetterra, trzykrotnie o godz. 18.00 zaprezentuje spektakl pt. „Jaki Taki”.
Po prawie 5 latach Teatr Puppetterra wznawia swój założycielski spektakl pt. „Jaki Taki”! W Łodzi zagramy w zupełnie nowym miejscu, które mamy nadzieję będzie (od czasu do czasu) przyjaznym domem dla Jakiego Takiego. – 5, 6, 7 lipca 2024, Łódź – ZMCh Polska YMCA, ul S. Moniuszki 4a – Harmony Art Center – godz. spektakli: …
Adres
Teatr Puppetterra
ul. Ignacego Czumy 20/2
20 – 153 Lublin
tel. +48 503 040 168
ul. Konstantynowska 30/32 c/36
94-303 Łódź
Kontakt poprzez wiadomość (kontakt jednostronny):